Żelazna rezerwa dobrobytu
Żelazna rezerwa dobrobytu
W czasach prosperity możemy mieć poczucie, że mamy dostęp do zasobów, które są bez dna i możemy z nich czerpać, czerpać i czerpać i to nigdy się nie kończy. W przyrodzie coś takiego nie występuje, więc jest to raczej pewna symbolika. Możemy to nazywać nieprzebranymi zasobami. Słowo "nieprzebrane" odnosi się do czegoś, co jest tak obfite, że trudno to ogarnąć lub całkowicie wykorzystać. Oczywiście to jest fikcja.
W czasach kryzysu, wojny czy sytuacji, gdy nagle trzeba wydać ogromne sumy na odszkodowania albo jakieś kary finansowe, każde przedsiębiorstwo może się przewrócić.
Efekt szminki, czyli na co mnie stać
Załóżmy, że wraz z rodziną żyjesz sobie spokojnie, w poczuciu finansowego komfortu, aż tu nagle wszystko zaczyna drożeć. I coś, na co chyba nie zwraca się uwagi ani tego nie uczy, to to, by właśnie w czasach dobrobytu zrobić zapasy. By odłożyć na finansową poduszkę bezpieczeństwa. Mam wrażenie, że większość ludzi raczej jest "pod tą poduszką", zużywając wszystko na bieżąco, a często jeszcze żyjąc ponad stan.
Następuje tak zwany efekt szminki, prawda? Czyli, jak nie stać mnie na luksusowy dom, to co mogę sobie kupić, żeby poczuć luksus? Może samochód, tak? No to kupiłem luksusowy samochód, domu nie mam, ale mam luksusowy samochód. A jak nie stać mnie na taki samochód, to może kupię sobie luksusowe ciuchy, które już mogę mieć.
To jest fenomen konsumpcyjny, który można zaobserwować w czasach kryzysów ekonomicznych lub niepewności finansowej. W jego kontekście chodzi o to, że nawet kiedy sytuacja gospodarcza pogarsza się, ludzie wciąż odczuwają potrzebę sprawienia sobie małych luksusów, które poprawiają im nastrój.
To zawsze gdzieś nadwyręża budżet według zasady "zastaw się, a pokaż się". A więc nie myślę o konsekwencjach, tylko biorę kredyt, żeby przez chwilę poczuć się luksusowo. Konsekwencje przychodzą później. Czasem jest to jakaś „chwilówka”, a czasem kredyt, który rujnuje nie tylko tego, kto dług zaciągnął, ale całą jego rodzinę. Zaczyna się wpadanie w spiralę zadłużenia, aż w końcu człowiek ląduje bez dachu nad głową na ulicy albo do końca życia spłaca bankom zobowiązania.
Czy masz swoją rację nienaruszalną
Wydaje mi się też, że często porównujemy się z sąsiadami, z konkurencją. U sąsiada w ogródku trawa jest zawsze bardziej zielona. Nie u nas, ale gdzieś indziej, prawda? U nas jest fajna praca, fajna atmosfera, ale w innym miejscu trochę więcej zarabiają. No to próbujemy coś zmienić, żeby u nas było tak samo, żeby podnieść standardy.
Tylko, że może tam mają trochę inny model biznesowy, może akurat są na fali wzrostu, albo chcą przyciągnąć pracowników. Nie znamy całego obrazu, ale widzimy, że tam zarabiają więcej, więc próbujemy coś poprawić za wszelką cenę, żeby było jak u nich. A przecież nie zawsze znamy całą sytuację.
Do czego zmierzam? W wojsku stosuje się tak zwane racje nienaruszalne, czy też zasoby nienaruszalne. Można po nie sięgnąć dopiero w określonej dramatycznej i ekstremalnej sytuacji. To jest zwykle jedna trzecia całych zasobów. Mamy na przykład trzy magazynki. Kiedy sięgam po ten trzeci, to zapalają mi się wszystkie światełka wraz ze świadomością tego, że sięgam po coś, co już jest tą rezerwą.
Kiedy szczyt ryzyka sięga spodu
Ujmując to symbolicznie, wiadomo, że w przedsiębiorstwach śmiali odnoszą sukcesy. Czasem trzeba po prostu doprowadzić jakąś inwestycję do końca, żeby zaczęła przynosić profity, więc często sięga się wtedy do samego spodu, dodatkowo kredytując jeszcze pewne inwestycje. Kluczowe jest wyważenie ryzyka i umiejętność kontrolowania i dostrzeżenia sytuacji, zwłaszcza gdy zaczynamy wchodzić w jakiś kryzys.
Zwykłe monitorowanie zasobów, którymi dysponujemy, pozwala nam ocenić, na jak długo one wystarczą. Sprawdzamy w jakiej perspektywie możemy sobie jeszcze pozwolić na prowadzenie nowych projektów czy inwestycji. Kiedy pojawiają się sygnały ostrzegawcze, że trzeba się zatrzymać, musimy wyznaczyć punkty graniczne, które zatrzymają pewne działania. Może to oznaczać zwolnienia, wstrzymanie premii lub inne kroki, które sygnalizują, że okres prosperity się kończy. Zaczyna się wtedy proces odbijania się i dochodzenia do stabilności w niespokojnych warunkach.
W czasie prosperity skupiłbym się więc na tym, by zastosować narzędzia kontroli, które pozwolą mi na wyciągnięcie wniosków i monitorowanie tego co się dzieje. Chodzi mi o to, by postawić sobie granice i pamiętać o tym, że sukces nie musi być powtarzalny. Skoro raz nam się udało, to od razu zakładamy, że znów się uda. Pozwalamy sobie na pewną nonszalancję w kwestii wydawania zasobów.
Tymczasem w dobrobycie powinniśmy działać w ramach pewnych zasad. Jedną z nich jest to, że zostawiamy sobie pewną "żelazną rezerwę", której nie ruszamy, bo jest przeznaczona na czas kryzysu i nie wolno po nią sięgać. Druga niepodważalna zasada to oszczędność na każdym etapie: nie marnujemy zasobów, nie marnujemy energii.