Dziecięce marzenia: powietrze, ziemia, woda i ogień
Dziecięce marzenia: powietrze, ziemia, woda i ogień
Jako mały chłopiec, tak jak inne maluchy, miałem marzenia o umiejętnościach zarezerwowanych niekoniecznie dla człowieka: lataniu, spadaniu, pływaniu i nurkowaniu. Pamiętam taki moment, gdy na Grapie obserwowałem jastrzębie. Szybowały w powietrzu nie wykonując przy tym żadnej pracy. Wznosiły się do góry, sporadycznie ruszyły skrzydłami i wisiały w powietrzu jak drony.
Miałem też fantazję, że kiedyś będzie magiczny sklep z zabawkami, pełen kolorów i wyjątkowych przedmiotów i będzie można w nim kupić takie właśnie skrzydła jak mają jastrzębie. Potem je założyć i tak jak uczy się jazdy na rowerze, nauczyć się z ich pomocą latać.
Gdy myślę o spadaniu, przypomina mi się to dziwne, ale przyjemne uczucie, kiedy już znajduję się w przestworzach. W górach nie trudno znaleźć skarpę, która pozwali na dziecięce eksperymenty. Często wspinaliśmy się również na cienkie drzewa. Napinaliśmy je jak wygięty łuk i skakaliśmy z nich, chwytając się ich czubków i puszczając je. Co jakiś czas te drzewa się łamały i spadało się rzeczywiście bez kontroli w dół i można się było potłuc. Ale zaraz się wstawało, sprawdzało czy wszystkie kończyny są sprawne i był powrót do skoków.
Wspinaczka na wysokie drzewa i udawanie Tarzana, przeskakiwanie z gałęzi na gałąź, było naszą częstą zabawą. Mimo ryzyka upadku, nigdy nie doznawaliśmy poważnych obrażeń. Ta leśna akrobatyka budziła w nas poczucie przygody i wyobrażałem sobie, że jestem w dżungli.
Niesiony nurtem nad i pod powierzchnią wody
Podobnie było z pływaniem. Górskie strumienie i rzeki były naszymi naturalnymi torami wodnymi. Wchodziłem do wody, porywał mnie prąd i byłem niesiony nurtem, który zwykle gdzieś się kończył. Najczęściej na kamieniu lub urwisku. I był kłopot, aby pod prąd dopłynąć do brzegu. To była też niezła zabawa. Kwestia nurkowania w górskich rzekach wychodziła jakby przy okazji tych dziecięcych wyczynów. Tak pływają ryby. Można było poczuć i zobaczyć ich świat. To było ciekawe i magiczne.
Żywioły z dzieciństwa w dorosłym życiu
Potem w zawodowym życiu myślami wracałem do tej dziecięcej radości, gdy siedziałem w śmigłowcu lub samolocie. Trafiłem do jednostki, gdzie wykonywałem skoki spadochronowe. Ten moment po oddzieleniu się od statku powietrznego, tych kilka sekund cieszenia się swobodnym opadaniem, to był odpowiednik marzeń o lataniu ze skrzydłami jastrzębia.
Byłem też w grupie wodnej. Specjalizowaliśmy się we wszystkim, co jest związane z wodą: od pływania, przez nurkowanie, po przeprowadzanie podwodnych zwiadów. Nie chodziło o posiadanie wyjątkowych umiejętności, ale o umiejętność przerzutu, czyli dostania się do celu. Ubiór w specjalny strój, płetwy, kamizelka taktyczna umożliwiały podejście do obiektu. Przed wejściem na cel, zdejmowaliśmy płetwy, przygotowywaliśmy broń i wchodziliśmy na obiekt. Używając aparatów tlenowych i innych urządzeń, jak łodzie czy kajaki, były to metody, które doskonaliłem przez wiele lat i stały się moją specjalizacją.
Wszystkie cztery żywioły z dziecięcych zabaw. Powietrze: latanie samolotami i skoki spadochronowe. Woda: nurkowanie i pływanie. Ziemia: czyli wszystko to, co związane jest z bieganiem po tym ziemskim padole i do tego żywioł ognia… w różnych konfiguracjach.
Obecnie, w erze dronów, zastanawiam się, czy niebawem nie będziemy korzystać z odrzutowych plecaków, tak jak dzisiaj z hulajnóg czy rowerów. Czy nie założymy butów, które uniosą nas ponad ziemię, lub nie wsiądziemy do samochodów unoszących się nad powierzchnią, aby szybciej się przemieszczać?
To, co obecnie wydaje się być jedynie testami, jestem przekonany, że wkrótce stanie się normą i nieodłączną częścią naszego życia.